Nasze pierwsze rodzinne wakacje w malowniczej słowackiej wiosce Zuberec utwierdziły nas w przekonaniu, że nawet z małym dzieckiem można spędzić pełnowartościowy i aktywny wypoczynek. Podróż była bardziej wymagająca, niż się spodziewaliśmy, ale odkrywanie piękna okolicznych Tatr oraz relaks w termalnych kąpieliskach w Oravicach całkowicie to wynagrodziły. Pokonywanie wyzwań, takich jak zapomnienie nosidełka, wzbogaciło nas o niezapomniane przeżycia i umocniło naszą więź rodzinną. Uczymy się na błędach i z niecierpliwością czekamy na kolejne przygody, które czekają na nas nie tylko na łonie natury.

Przyjaciele ze Słowacji zaprosili nas do swojego górskiego schronienia, a my, miłośnicy gór, byliśmy zachwyceni. Podróż miała jednak jedno małe "ale". Mama wyobrażała sobie jazdę samochodem maksymalnie przez dwie godziny. Zuberec, nasza wymarzona destynacja – malownicza wioska otoczona majestatycznymi szczytami Zachodnich Tatr – wymagała jednak ponad czterech godzin, i to bez uwzględniania przerw. Ta perspektywa dość ją denerwowała, biorąc pod uwagę, że była to nasza pierwsza większa podróż we troje. Do tej pory mama nie decydowała się na dłuższe wycieczki – być może z obawy przed nieznanym lub stresem związanym z odejściem od codziennej rutyny. Ale teraz decyzja zapadła – nie chcemy przecież siedzieć w domu aż do okresu dojrzewania naszej ‘A’. A poza tym mamy przewagę liczebną – dwoje dorosłych na jedno dziecko. Poddaliśmy się przygodzie i ruszyliśmy w drogę!

Wyruszyliśmy 3 lipca z nadzieją, że niespełna dwuletnia ‘A’ przespi większość podróży. Z dzieckiem, które budzi się przy każdym zatrzymaniu, nie było to jednak łatwe. W Żylinie ‘A’ się obudziła – jak to zwykle bywa w zakorkowanym mieście, mama nie dość dobrze symulowała jazdę i ‘A’ już naprawdę nie chciała spać. Jesteśmy w połowie drogi. Nadszedł czas na przekąskę, która okazała się być niefortunna. Po zjedzeniu batonika kokosowego w czekoladzie, konieczna była przerwa w Terchovej, gdzie mama starała się zminimalizować skutki małego nieszczęścia z ubrań, fotelika i samochodu. Choć do celu pozostała już tylko godzina, wydawało się, że trwa to wieczność. Mimo to mama się nie poddała i starała się bawić z ‘A’, recytować wierszyki i przeglądać obrazki w książeczce. ‘A’ zasnęła jeszcze przed końcem podróży, dzięki czemu po przyjeździe na miejsce mieliśmy chwilę na aklimatyzację i powitanie z przyjaciółmi.

Nasi przyjaciele mają naprawdę piękną drewnianą chatę, otoczoną lasami – idylliczne miejsce. Mimo to planowaliśmy spędzać jak najwięcej czasu na zewnątrz, odkrywając okoliczną przyrodę, a do chaty wracać tylko na sen. Pierwszy dzień poświęciliśmy jedynie na krótką eksplorację okolicy i planowanie wycieczek na kolejne dni. Podróż była co prawda przygodowa, ale oczekiwanie na pobyt w wymarzonej naturze zrekompensowało wszystkie trudności podróży.
Pierwsza wycieczka do Muzeum Wsi Orawskiej w Zubercu przeniosła nas w przeszłość i pokazała, jak na Orawie żyło się przed wiekami. Dla ‘A’ to było wejście do bajki, szczególnie potok i taniec z lokalnymi muzykami bardzo ją zachwyciły.
Na obiad obiecaliśmy słynną wołowinę po myśliwsku taty. Przywieźliśmy ją z domu. Mama musiała zmierzyć się z wyzwaniem przygotowania bezglutenowych knedlików, ponieważ niektórzy członkowie rodziny naszych przyjaciół muszą stosować dietę bezglutenową. Na szczęście wszystko się udało, a obiad był po prostu hitem.
Po obiedzie mama poszła uśpić małą ‘A’, a tata po prostu z lekkością wyskoczył na przełęcz Pálenica (1573 m n.p.m.). Nikt nie wierzył, że wrócił tak szybko, a ponieważ takiej reakcji się spodziewał, dokładnie udokumentował swoją wycieczkę. Traktował to jako przygotowanie do kolejnej wycieczki, którą będą Jeziora Rohackie.

O czym myśleliśmy, kiedy wybraliśmy się w Tatry z wózkiem, ale bez nosidełka, naprawdę nie wiemy. ‘A’ rzeczywiście biega na swój wiek bardzo dużo, ale Tatry to Tatry. Jak ją uśpimy po obiedzie, będąc cały dzień na wędrówce? Nie było czasu na rozpaczanie, rozwiążemy to w trakcie. Cel – okrężna wędrówka na Jeziora Rohackie od ośrodka narciarskiego w Dolinie Rohackiej, w kierunku Wodospadu Rohackiego, a potem w górę do jezior. Droga prowadziła leśnymi ścieżkami i górskimi szlakami, które wiły się między kwitnącymi łąkami a szumiącymi potokami. Choć trasa bez nosidełka była bardziej wymagająca, nasza ‘A’ była zachwycona każdym nowo odkrytym kwiatkiem i każdym kamykiem na drodze, a te głazy, po których mogła skakać, to był prawdziwy raj. Jesteśmy na górze – 1719 m n.p.m., a naszą nagrodą jest zapierający dech w piersiach widok na migoczące jeziora, otoczone szczytami Tatr. Niezapomniane przeżycie dla całej rodziny. Teraz pozostaje tylko kontynuować okrężną trasę w kierunku byłej chaty Ťatliakowej i zejść do doliny. Jest wczesne popołudnie, a ‘A’ ledwo trzyma otwarte oczy. Wnieść ją na ramionach to była łatwa sprawa, ale tylko dopóki nie zasnęła. Mama włączyła swoje kreatywne myślenie i przy pomocy dużej płachty i swojej bluzy stworzyła prowizoryczne nosidełko. ‘A’ zasnęła w minutę. Tata, jako prawdziwy dżentelmen, szedł dwa kroki przed mamą i pomagał jej dostrzegać teren, bo z małym brzuszkiem, w którym spokojnie pływał ‘T’, i z ‘A’ zawiązaną w bluzie, mama niewiele widziała pod nogi, a naprawdę nikt nie chciał, aby ktoś się przewrócił. Hurra na cześć wycieczki, nie zmokliśmy i już jesteśmy z powrotem w chacie.

Na poniedziałek, 6 lipca, zaplanowaliśmy nieco spokojniejszą wycieczkę, w końcu wczoraj narzuciliśmy spory wysiłek naszym nieprzygotowanym ciałom. Hurra, pojedziemy kolejką linową – z ośrodka narciarskiego Zverovka-Spálená do Doliny Salatyńskiej. Następnie wystarczy podążać zielonym szlakiem po kamienistej górskiej ścieżce w górę, na wysokość 1790 m n.p.m. na grań Predný Salatín. Tym razem ‘A’ zasnęła już podczas drogi w górę, kiedy z tatą odpoczywali na ławce, czekając na mamę, która tym razem szła bardzo wolno. Skorzystaliśmy z doświadczenia z poprzedniego dnia i udoskonaliliśmy nosidełko z płachty i bluzy, przymocowując je do plecaka taty. I ruszyliśmy dalej. Co mamy wam powiedzieć, te widoki i otaczający krajobraz, potęgowane słoneczną pogodą – balsam dla duszy.

Na zakończenie naszych wakacji nie mogliśmy ominąć termalnego kąpieliska Oravice. Ciepła woda geotermalna była doskonałym sposobem na odprężenie i relaks po dniach pełnych spacerów i odkrywania nowych miejsc. Podczas gdy my, dorośli, cieszyliśmy się leczniczymi właściwościami termalnych wód, nasze dziecko było zachwycone basenami dla dzieci i wodnymi atrakcjami.
Te wakacje w Zuberci na Słowacji były dla naszej rodziny niezapomnianą przygodą. Pokazały nam, że nawet z małym dzieckiem można przeżyć pełnowartościowy i aktywny urlop. A przede wszystkim nauczyły nas, że następnym razem musimy zabrać nosidełko! Nauczyły nas również, że piękno przyrody, bogactwo kultury i spokój termalnych źródeł są idealnym połączeniem dla doskonałego odpoczynku i nabrania nowych sił.
Udostępnij:
Wędrówki po Czechach